Poniżej, przedstawię Wam, jak hazardzistów widzi dr med. Bohdana T. Woronowicza, psychiatry, specjalisty terapii uzależnień.
„Zdrowi ludzie traktują grę jako zabawę, nawet jeśli bardzo chcą wygrać. Wyznaczają sobie najczęściej pewien limit pieniędzy, jakie mogą stracić w grze grę lub określają limit czasu, po którym odstępują od gry, bez względu na to czy wygrywają czy też przegrywają. Osoby, które mają w sobie "żyłkę hazardzisty", ale jednocześnie mają większe poczucie odpowiedzialności, wybierają bardziej bezpieczne namiastki hazardu takie jak totolotek, konkursy audiotele czy niedrogie loterie. Bardzo często motywacją jest chęć poprawienia bytu swojego czy rodziny. Zdarza się nawet, że w uzależnienie od hazardu popadają emeryci, którzy chcieli „tylko pomoc dzieciom i wnukom”. W pewnym momencie stracili jednak kontrolę nad swoimi emocjami i tak naprawdę zaczął się liczyć tylko ten dreszczyk emocji. Co ciekawe nałogowi hazardziści czasami rzeczywiście wygrają duże sumy, ale to ich to tylko motywuje by zintensyfikować grę. Zupełnie innymi motywami kierują się osoby, których granie nabrało cech patologicznego hazardu. Nimi kieruje przymus "mocnych wrażeń"."
Co o tym sądzicie? Macie jakieś refleksje po wypowiedzi profesjonalisty?
W następnym poście, będzie więcej na temat patologicznego hazardu.
Ja mam pytanie w sumie, czy w leczeniu hazardzisty, można zastępować "mocne wrażenia" płynące z hazardu, innymi? np. wyścigami samochodowymi?
OdpowiedzUsuńMeju moim zdaniem można ale tylko w przypadku kiedy dane "mocne wrażenie" jest proporcjonalnie w podobnym stopniu przyswajane przez hazardzistę.
OdpowiedzUsuńhmm niby tak, niby można, ale szczerze mówiąc, nie wiem, czy to do końca dobry pomysł. Bo co jeżeli te nowe "mocne wrażenia" staną się kolejnym uzależnieniem? To byłoby przysłowiowe "wpadanie z deszczu pod rynnę"
OdpowiedzUsuńProponuję w leczeniu uzależnienia od hazardu siłownię. Siłownia na wszystko!
OdpowiedzUsuńChodziło mi o coś w stylu niquitin jak w przypadku palaczy. Z tym że nie każde uzależnienie ma negatywny wpływ na ustrój. Można się uzależnić od pomocy innym, chociaż to nie "mocna wrażenia". C
OdpowiedzUsuńWidzę Layla że podłapałaś odopowiedni punkt widzenia. Zrób jeszcze 35 w bicu i jesteś w ekipie.
Panie Mejo uważam, że niegodnam takiego zaszczytu więc daruję sobie ,,ekipę''.
OdpowiedzUsuńA co do niquitin uważam, że to nie jest do końca najlepszy środek na walkę z uzależnieniem tytoniowym, bo wciąż coś się ''bierze'' w tym przypadku nikotynę.
Niegodnaś przystać do naszej kompaniji sławetnej.
OdpowiedzUsuńPapierosy: i tak wszystko rozbija się o silną wolę. Ale w wypadku noquitin masz tabkletki o różnej mocy, i w ramach rzucania przechodzisz na coraz mniejszą. Chociaż i papierosy można racjonować na upartego.
Nad nikim nie zdarzyło mi się jeszcze panować.
Oj Meju, wierz mi, że kto jak kto, ale Layla byłaby cennym nabytkiem w każdej ekipie :)
OdpowiedzUsuńPapierosy i silna wola? Jak najbardziej. Znam przypadki, że po paleniu ich dzień w dzień przez jakieś ponad 15 lat, nałogowcy byli jednak w stanie to rzucić. Skoro się chce, to można. Odrobina chęci i własnego samozaparcia a niemożliwe staje sie możliwe.
Witaj Kamilko ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie zgadzam się z wypowiedzią profesjonalisty. Sądzę, że coraz częściej ludzie wchodzą w świat hazardy tylko po to, by poprawić swój byt paterialny, a kiedy to osiągną, ich motywacja staje się większa i jednocześnie najczęściej popadają w nałóg, z którego jest bardzo trudno wyjść.
Buziaki ;*
Oł, noł kompanija mnie nie chce. Cóż za zawód...
OdpowiedzUsuńKamilo bardziej interesuję się, czy byłaś w tym punkcie krytycznym pomiędzy hazardem a patologicznym hazardem? Czy łatwo było zdecydować co jest lepsze?
Pzdr :)!
Na szczęście, nie byłam w tym punkcie krytycznym. Choć mimo wszystko byłam jak na najlepszej drodze ku temu.
OdpowiedzUsuńOdkąd sięgam pamięcią, zawsze fascynowały mnie wszelkie odmiany gier karcianych. Dopiero Poker Texas Holdem, wciągnął mnie tak na poważnie...
Oj jak patrzę na to z perspektywy czasu, to jednak było ze mną źle a już zdecydowanie mogło się mocno pogorszyć.
Co prawda była to gra on-line, nie na pieniądze, ale i tak uwielbiałam w to grać, sprawiało mi to ogromną przyjemność... poświęcałam na to przynajmniej klika godzin dziennie...często grałam do późnych godzin nocnych, właściwie każdą wolną chwilę wykorzystywałam, aby zagrać chociażby jeszcze kilka rundek...i to nie były sporadyczne gry, raz na jakiś czas, ale dzień w dzień...heh najwidoczniej się zatraciłam. Ale czy było z mojej strony jakieś odcięcie od rzeczywistości? Może nie do końca, tylko,że na pytanie "co robię" uzyskiwało się jedną odpowiedź "gram w pokera".
Nie będę ukrywać, satysfakcja z wygranej? Ogromna. Chociaż jedną z rzeczy, która bardzo mnie w pokerze pociągała, to kombinowanie. " jaki będę miała układ, co mają inni, co kolejne karty na stole, znaczą dla mnie i innych graczy itp." Na szczęście dość trzeźwo podchodziłam do swoich umiejętności i często przeważała u mnie taka chłodna kalkulacja, wiedziałam kiedy należy się wycofać, kiedy iść na całego.
Na dzień dzisiejszy, gram jedynie okazjonalnie, od czasu do czasu, bo lubie. Punkt wzrotny? Nie mam pojęcia...Po prostu z czasem i ta fascynacja grą tak jak przyszła to odeszła, grałam coraz rzadziej...więc właściwie nie musiałam podejmować żadnej decyzji, co byłoby lepsze ;)
Oj, nawet to, iż się rozpisałam, uwidacznia, że jednak hazard miał na mnie duży wpływ. Cieszę się z tego,że jednak do końca się w tym nałogu nie zatraciłam :)